Archiwum kategorii: Bez kategorii

Niezłomny Jakub Szela.

Przypomniał mi się dzisiaj Jakub Szela i przeczytałem sobie o nim w Wikipedii. Jakub wziął udział w rabacji/rzezi galicyjskiej, czyli chłopi rżnęli panów w walce o lepsze jutro. Szlachta nie chciała odpuścić pańszczyzny. Austriacy bali się powstania polskiego, więc napuścili chłopów na ich właścicieli i wojna polsko-polska była jak trzeba. Bardzo to jest ciekawa historia, która mówi mi, że nie ma nadziei dla polskiego narodu i że zawsze już będziemy w ciemnej d…. Istnieją dwie legendy o Szeli: biała i czarna. W jednej to bohater chłopski, który chciał zlikwidować pańszczyznę, a w drugiej cham zabijający rodaków. 

Nie ma sensu przyrównywać, kto jest kim w dzisiejszym sporze, bo to tylko ten spór zaostrzy. Mnie jak zwykle dziwi jedno. W 89 roku łbów sobie nie pourywaliśmy, nikt nie zginął, siedliśmy przy stole i się dogadaliśmy.

P.S. Wikipedia pisze, że w wyniku rzezi galicyjskiej upadło powstanie krakowskie i nastały głód i zaraza.

Na Burakowskiej mi się zdarzyło.

W piątek pojawiło się na fb, że tuż obok, na Burakowskiej, wystawa i oprowadzanie kuratorskie – myślę pojadę.

Burakowska kojarzy mi się z zamierzchłymi czasami lat 90, kiedy traki z towarem do oclenia przyjeżdżały tam właśnie i w kolejce się stało, żeby pan celnik obejrzał i żeby można było handlować. Nie będę tutaj pisał, o której w tej kolejce trzeba było stanąć, bo nikt w to nie uwierzy. I staliśmy, i dokumenty były niedobrze wypełnione, świadectwo sanepidu było, albo jakieś stare, plandeka przecięta, coś ukradli, pan celnik dostał coś do spróbowania i rodzina i koledzy celnika też. Jakie czasy, taka kolejka.

Czyli jadę, śpieszę się, bo napisali, że oprowadzanie ma się zacząć o 14 i ja jak zawsze spóźniony, to może do grupy się podłączę, albo z następną będę oprowadzany. Przyjeżdżam, a tu pustość, zero zwiedzających, jacyś młodzi gadają przy stole, mówią żebym se na rowerze jak chcę wjechał i pooglądał. Jak na rowerze? przecież ja artysta też to nie honor tak na rowerze, więc rower przed halą zostawiam, ale nie zapinam, bo znowu honor nie pozwala i idę oglądam i widzę, że rzeźba z gąbki, jakby Jan Kucz profesor mi znajomy zrobił, więc gadam z dziewczyną, a ona Kucza zna fajna dziewczyna to pytam, czy chcą żeby może profesor przyjechał popatrzył a ona mówi, że pewnie, bo on znaczy profesor kiedyś rzeźbę widział i podobała mu się ale na pewno nie pamięta bo dawno było i taki wysoki dołączył i też Kucza zna i mówi, że fajnie by było więc dzwonię do Konrada do syna i on mi wysyła numer itd i już jest wieczór i ja taksówką z profesorem jestem znowu i tym razem jest kuratorskie oprowadzanie. Flaszkę wina przywiozłem dziewczęta zrobiły kanapki i imprezka profesor szczęśliwy o Daviesie opowiada i o niemądrych biskupach i dzień udany bardzo.

.

Dzień z życia mieszkańca Pruszkowa.

Wczoraj

Noc. Krysia rozmawia z Andrzejem (Hawaje). Opowiada o moim prasowaniu koszul u niej. Nie kupię żelazka, bo by odszedł jeden z powodów chodzenia do niej.

6.30 – obudziłem się. Mogę jeszcze spać, ale dzisiaj lekarz, Warszawa.

7.00 – herbata…

9.30 – lekarz. Młody, przepytuje mnie, stara pielęgniarka asynchronicznie gada swoje. Doktor mnie chwali, że mam taką fajną prostatę w moim wieku, chwali mnie z palcem w mojej dupie. W sumie spoko. Zapisałem się na wizytę za rok, jeszcze nie ma kolejki.

Idę na Smolną. Dzwonię do Wiesława. Na urodzinach Jarka był smutny, taki jakby przygnieciony wiekiem, ale dzisiaj tryska entuzjazmem, zajęty bardzo. Nie ma czasu na spotkanie, nie muszę go ratować, fajnie.

Smolna. Śniadanie u Matyldy, później śledź u Jarka.

Wandzia. Smutna (Jurek w szpitalu), ale już wesoła. Wspominamy 89 rok z nadzieją, że jeszcze może się coś takiego w naszej historii wydarzy, że może jeszcze kiedyś nie będziemy się wyrzynać. Wiersz napisała polityczny, zabawny. Poprosiłem dziewczęta o chodzenie do Wandzi i rozmawianie. 

Siedzę na Smolnej, siedzę w internecie. Czas płynie, coś tam robię, czas umyka.

Foksal. Dziewczęta malują. Renata mnie zaprosiła do pokazywania obrazów na fb. Pokazuję, zapraszam Adama.

Atlantic. Spotkanie z Fidykiem. Grażyna Torbicka mówi dużo, redaktorka Ola trochę mniej, Fidyk gada mało, zadowolony, że nie musi, a one dają radę. Spotykam Franciszka Maśluszczaka. Gadamy o tym, że film się Fidykowi sam układa, że on za nim idzie. Obraz też się sam maluje, moje bajki też. Nie można się im sprzeciwiać. Muszę jechać do Cegłowa. Opowiadam chyba drugi, lub trzeci raz anegdotę o mojej mamie, a oni (pani Basia i F.) grzecznie słuchają i się śmieją.

Ola. Uczymy się. Sypię anegdotami, ach jaki ja jestem elokwentny. Marlon Brando, masło, Ostatnie tango w Paryżu i inne. Tych filmów jest tyle, wszystkie ważne. Masakra. 

Heniek “Głowa” Kosiński, czyli o udrękach (nie)szczęśliwego malarza.

Dupa, kurwa, dupa!!!! No kurwa nic nie siedzi, spierdoliłem. Wszystko jest jak trzeba, a za chuja niepodobny. Wysyłam Dominikowi, Kucharkowi, Jackowi, Ance, Olce i komu się da i nikt nie dzwoni, a ja latam, wkurwiam się, domalowuję, wybielam, kicha. Nie mogę już. Idę czytać Dżerziego Głowy, ale to też chujowy pomysł. Kosiński to świr, Głowacki trochę chyba mniejszy, książki czytać spokojnie się nie da. Sudoku se rozwiążę. Kurwa, nie chce mi się.

Dzwonię do Dominika, ale on wieczorem dopiero będzie mógł popatrzeć.

Dzwonię do Adama;

– co widzisz? – pytam.

– Hendrix, albo Lionel Richie.

– cholera Heniek, ale coś nie taki mi wyszedł.

– jadę, to nie bardzo widzę. Ja Hendriksów z tysiąc namalowałem, ale fotograficznie bardzo. Zobacz usta bo jakieś takie nie takie.

– dzięki, zobaczę.

Usta kurwa, ma rację. Górna warga za gruba. Na biało i na czarno, lepiej już. Czytam znowu Dżerziego o Maszy. Ci Rosjanie to straszne szajby i jeszcze ta cała mafia. No ja pierdolę, bandyta, który płacze nad obciętym łbem innego bandyty, którego zabił, a Masza nogi rozkłada, bo w nią wódkę wlewają – no kurwa ruskiego ojca chrzestnego se Głowa zmyślił. Dżerzi przebiera się za taksówkarza i żre cebulę w knajpie, wcześniej chowająć się pod stół przed kelnerem. No świr, kurwa świr.To też kurwa musiał zmyślić, przecież chyba nie na prawdę. Kompletna chujnia, a ja to czytam, żeby się uspokoić w malowaniu, bo Heńka nie mogę utrafić. Oszalałem, jakieś wiersze powinienem wziąć, albo relanium jakieś.

Dzwonię do Jacka. Gadamy. Dla Jacka to był Hendrix, więc spoko. 

Dominik radzi pysk mu trochę odchudzić i cienie poprawić z mojej prawej. Poprawiam, jest lepiej, trochę wyluzowałem. Wysyłam Jackowi i Dominikowi całe obrazki i jeszcze dalej poprawiam i czarne i białe i dźgam i mażę i grubo jest i chyba starczy. I jeszcze liść maryśki dolecę w środku i zieleń durna, trzeba zamalować i znowu na biało i niech schnie i wreszcie ta sap pasi. 

I wreszcie jest, mam go. Wszystko siedzi. Gut.

Manuela.

Zadzwoniła Manuela, bo każdy z nas chciałby cieszyć się dobrym zdrowiem. To mi powiedziała, a ja odpowiedziałem, że cieszę się dobrym zdrowiem i odwiesiłem domofon. Chyba powinienem żałować, bo przecież myślę często, że fajnie byłoby rozmawiać o dobrym zdrowiu i innych ważnych sprawach, a nie durnotach telewizyjnych. Z drugiej strony wiem, że Manuela chciała mnie zbajerować do przystąpienia do Świadków Jehowy, lub innego klubu podobnej proweniencji. W Pruszkowie (mieszkam tu teraz) raczej nie ma domokrążców sprzedających towary typu suplementy diety itd. Tutaj domokrążcy sprzedają marzenia, które mają spełnić się po śmierci. Pani  fotografka, która zrobiła mi zdjęcia do paszportu, też była Świadkiem J. Oczywiście spytałem, dlaczego wierzy. Odpowiedź mnie zachwyciła: myśli pan, że bez boskiej pomocy by się takie cuda na ziemi działy? Jeszcze troszkę próbowałem polemizować, chciałem zasiać w serduszku młodego dziewczęcia ziarnko zwątpienia, ale nie było szans. Była nieugięta. Te samochody po drogach jeżdżące, te piękne budowle, rakiety bez pomocy Pana Boga? Ech, tylko żal, że z takim entuzjazmem nie potrafię bronić swoich racji. Argumentu, że nie ma żadnych logicznych przesłąnek na dowód istnienia PB, nie da się powiedzieć z żarem w sercu i ogniem w oczach. I dlatego, chociaż trochę mi żal, jak Manuela znowu zadzwoni domofonem, też jej nie wpuszczę, bo ani ona, ani ja poglądów nie zmienimy, a tylko stracimy czas. Ona ma to pewnie wpisane w harmonogram życia, ale mnie się nie chce go marnotrawić.

Wódka za mną chodzi, czyli jak się niekulturalnie zachowałem.

Wódka za mną chodzi – tak mówi Ferdek Kiepski. Za mną też chodzi, ale nie wódka tylko kasa, a konkretnie kasa dla artysty, czyli moja. Zacząłem pokrętnie i trochę bez sensu, ale wkurzony jestem i dlatego tak tym Ferdkiem pojechałem, zwłaszcza, że Kiepskich oglądam bo jestem ich fanem. Do rzeczy…

Podjąłem jakiś czas temu decyzję, że zajmować się będę głównie tym co mnie interesuje, rajcuje, co lubię. Teraz jest to malowanie, więc maluję, rysuję, chcę o tym rozmawiać i już. Mówię tu o pracy, bo malowanie, a także pisanie to oczywiście praca. I od tej mojej decyzji wszyscy się pytają, czy można z tego wyżyć, ile obrazów sprzedałem itd., aż ostatnio jednej miłej pani odburknąłem, że to pytanie nie na miejscu. Czy ja się tej pani spytałem ile ona ubezpieczeń sprzedała i jak się z tego żyje? Nie spytałem, bo po pierwsze mnie to nie interesuje, a po drugie to byłoby niegrzeczne. Syn tej pani chce iść na ASP i ona dlatego tak dowcipnie się dopytywała, dodając, że pewnie go będzie musiała utrzymywać. Nie moja sprawa. Pani jednak nie wpadła na to, żeby zobaczyć co maluję, żeby zakupić landszafcik jakiś drobny, tylko do kieszeni chciała mi zajrzeć. Trochę się pastwię nad kobietą, która była bardzo miła, ale w złym momencie mi się napatoczyła. Jeden Wiktor W. przez ostatnie kilka miesięcy nie zapytał o te sprawy, tylko gadaliśmy o tym co nas kręci. Wiktor to psycholog i na dokładkę miał kiedyś żonę malarkę, więc może dlatego nie był wścibski. Nie pytajcie artysty, czy z tego co robi da się żyć, tylko załatwcie mu robotę, kupcie obraz, książkę, załatwcie koncert. On się nie pyta, czy macie co do gara włożyć. 

Postanowiłem napisać ten krótki tekst, żeby pytających mieć gdzie odsyłać. I odpowiadam, że po pierwsze primo: żyć się z tego da, albo nie, a po drugie primo: sprzedałem, a ile to nie powiem

Myślałem, że jeszcze napiszę trochę ogólnie, bo problem jest poważny, ale przypomniało mi się, że kiedyś powoływałem się na Kazika, który śpiewał, że artysta głodny jest wiarygodny. Z tego mojego tekstu jeden urzędnik miejski wysnuł wniosek, że nie trzeba artystom płacić. I dlatego na tym zakończę, bo to i tak nic nie da. Świata pan nie zmienisz, jak mawiał poeta.

Śmieć mądrze, rodaku!

Wczoraj zafundowałem sobie pieszą wycieczkę z Ustki do Rowów. Chodzenie piesze jest darmowe, więc kosztów nie generuje, ale fundowanie ładnie mi zabrzmiało. Plażą doszedłem do pięknej rzeczki Orzechówki i tam podążyłem w głąb lądu do Orzechowa. Robiłem zdjęcia, las był piękny, gdy w wijącej się Orzechówce zobaczyłem butelkę po oleju(?), która nie była piękna, ale sprowokowała mnie do pisania. Butelka była biała, nieprzeźroczysta i leżała sobie w wodzie przy brzegu. Zastanawiam się czy ten, który butelkę wrzucił do wody miał myśl głębszą. Może to był kolega fotografa, który zawsze poszukuje punktu białego lub szarego, żeby ustawić dobrze balans bieli? Nie było tam jednak żadnych źródeł światłą sztucznego, więc raczej nie…

Często myślę o śmieciach w lasach, na plaży i wydaje mi się, że wiem jaka jest przyczyna. Polak nienawidzi śmieci i musi się ich szybko pozbyć. Wypił piwo i sruuuu puszkę do piachu, albo w krzaki. Zjadł batona i wiatr mu wywiał jakoś z ręki folijkę. Polak nie śmieci, Polak się oczyszcza! I dlatego mam myśl, żeby to oczyszczanie się było mądrzejsze. Ja wiem, że to trzeba zrobić od razu, bo przecież z takim śmieciem iść po plaży w poszukiwaniu śmietnika długo się nie da. Układajmy jakieś wzory, albo znaki, np.: Tu byli Kwiatkowscy. Oczywiście, że do tego trzeba dużo śmieci, ale wystarczy troszeczkę połazić po okolicy i towaru znajdzie się dużo. Ja dopiero do takich fajnych wniosków doszedłem dzisiaj, bo wczoraj zamiast zrobić strzałki z bananowych skórek na Orzechowskiej Wydmie targałem je całą drogę w plecaku i przyniosłem do domu. I proszę mi nie mówić, że w Austrii, Szwajcarii, lub Szwecji nie ma koszy i ludzie nie śmiecą, tylko przynoszą je z powrotem do miejsca z którego wyruszyli. My jesteśmy inni, swój rozum mamy, widelcami jedliśmy wcześniej od nich i wody z mózgu sobie zrobić nie damy!

I tutaj postanowiłem zostawić kilka porad dla śmiecących mądrze:

Zostawiaj białe butelki plastikowe i szare puszki po piwie tam gdzie jest sztuczne światło – każdy fotograf profesjonalny będzie ci wdzięczny.

Puszkę zakop w piachu na plaży, bo to świetny dowcip dla poszukiwaczy skarbów.

Układaj napisy, tak żeby je było widać z paralotni.

W lesie układaj z butelek i puszek strzałki, żeby pomóc innym wycieczkowiczom znaleźć drogę.

Itd, itimg_8872 img_8941 img_8905 img_8881 img_8863 img_8858 img_8849d….

Zaskocz mnie Grzegorzu S.

Stać mnie na więcej. Nie nie… Zasługuję na więcej. Pomyliło mi się, hasła mi się pomyliły. Pierwsze moje, podświadomość podrzuciła, drugie platformiane, obiecujące, podobno plagiat. To nie ma znaczenia, bo przecież o treść mi chodzi, więc hasło mogą sobie kraść nawet od komunistów, którzy byli w tym nieźli (hasła mieli niezłe). Na hasło nie czekałem tylko na treść, a właściwie na analizę. Już dawno PO przestało rządzić, już wiem, że przez naród niemądry, wiem także, że PiS jest do bani i dowiaduję się, że zasługuję na więcej. Dziękuję bardzo, wcale nie chcę więcej. Nie chcę więcej dóbr wszelakich, nie chcę, żeby państwo mi coś dało. Jakbym, w moim mniemaniu, zasługiwał na więcej, to bym głosował na PiS, bo oni dają, rozdają i za chwilę, albo już tak jest, nie będzie co dawać, więc hasło jest nierealizowalne. Chciałbym swój głos dać komuś mądremu, takiemu co ma pomysł na przyszłość,a nie takiemu co jak ten Jan z anegdoty, który woli, żeby sąsiadowi zdechły krowy.

Grzegorzu S., jesteś cwany na swoim podwórku. Koleżków złych łopatką wytłukłeś, reszta się boi. Czy tak samo chcesz sobie skonstruować elektorat? Na takich jednorodnych? Do rządzenia nie wystarczy, ale do bycia opozycją jeszcze na jedną, czy dwie kadencje powinno się udać. No i jeszcze rządzący Ci pomogą, bo oni muszą mieć wroga, a taki słabeusz jak Ty, jest na wagę złota.

Chcę, żeby partia rządząca kiedyś, która rządzić przestała, zrobiła rachunek sumienia i powiedziała: popełniliśmy błędy i wymieniła jakie, nachapaliśmy się, ale już mamy tyle, że nam więcej nie potrzeba i postaramy się z tym walczyć i mamy takie pomysły i je wymieniła.

I co Ty na to, Grzegorzu S.?

O magicznej liczbie trzy.

Magia liczby trzy. Pamiętam to z powieści “Raz w roku, w Skiroławkach”. Tam ksiądz Mizerera, którego ktoś nazwał Pazererą ogłosił z ambony, że wierni muszą więcej dawać na tacę i to chyba trzy razy więcej niż dawniej, stąd się wzięła u mnie magiczna liczba trzy. Ksiądz kasę potrzebował na dach na kościele, na dobry samochód i na inne ważne rzeczy budujące poważanie proboszcza. I niedawno mi o tym przypomniał nasz armijny dowódca Antoni Maciarewicz, który chce z budżetu 3% na wojsko. My już i tak jesteśmy w czołówce europejskiej, a może i światowej, bo na armię idzie 2%, ale Antoniemu mało. Ja mam zdanie przeciwne, bo uważam, że powinniśmy wojsko zlikwidować, o czym już kiedyś pisałem. Arcybiskup Hoser mówił, że Bitwę Warszawską wygraliśmy, bo wszyscy się modlili i Święta Panienka ukazała się wrażym wojskom i nam pomogła. Polacy to katolicy, więc jak będzie potrzeba to modlić się będą nawet niewierzący i z każdym wygramy. Druga badzo poważna przesłanka do likwidacji wojska, to przykład Kostaryki. Tam ponoć były wojskowe zamachy stanu i prezydent, żeby nie mieć z tym kłopotu, wojsko zlikwidował, a kasę na szkolnictwo i kulturę przeznaczył. Kostaryka ma się dobrze, turyści tam jeżdżą, więc może wziąć z nich przykład?

P.S. Proboszcz Trumiejek mówił o magicznej liczbie sześć, ale magia liczby trzy dzięki Antoniemu M. bardzo dobrze się broni.

Nie ma(m) nadziei…..

Uczymy się na błędach – bzdura, bzdura, bzdura… W ogóle się nie uczymy.

Najważniejszy kraj na świecie, USA swą potęgę wziął z emigracji. Wszyscy tam uciekali, a oni większość zawsze przyjmowali. Dlaczego my nie bierzemy tego za wzór? Teraz to się zmienia, ale nie jakoś dramatycznie, bo przecież ktoś dalej tę ich potęgę musi budować. Z drugiej strony Trump zaraz zostanie kandydatem Republikanów, więc zmiany tam też idą. A w Europie Brexit, ruch Le Pena we Francji, my wybraliśmy Kaczyńskiego, Austriacy o mały włos mieliby nacjonalistę prezydentem. Nasze małe ojczyzny odgrodzimy kolczastym drutem, wybudujemy mury i będzie nam dobrze i bezpiecznie. Ostatnio myślę czasami o wojnach i zarazach, które zmniejszały ludzką populację, a także po ich zakończeniu wywoływały pozytywne działania, bo trzeba było odbudowywać po zniszczeniach itd. Nasz bezkrwawy okrągły stół w tradycji romantycznej się zupełnie nie mieści i pewnie dlatego jest teraz tyle nieszczęścia, a gdybyśmy się wtedy trochę wytłukli i domów trochę wyburzyli to atmosfera byłaby świeższa.

Pod Bełchatowem jest ogromna dziura w ziemi, której przyszłość decydenci widzą pięknie. Ponoć ma tam być dużo wody, po której będą pływać żaglówki, ludzie będą się w niej kąpać, a okoliczni mieszkańcy się wzbogacą na turystach i rosnących cenach ziemi. Naukowcy czarno to widzą, bo teren jest skażony całą tablicą Mendelejewa, ale papier wszystko przyjął i nikt się nie przejmuje naukowym bajdurzeniem. To ma mieć objętość pięciu Śniardw, chcą to napełnić wodą z Widawki (ponoć piękna rzeka, która wskutek tego działania zniknie) i wodami gruntowymi. Takie zbiorniki poodkrywkowe są pełne brązowej zażelazionej wody, w której różne arsenki, związki ołowiu i inne paskudztwa mają się bardzo dobrze, a żyją tam tylko jakieś bakterie, które to żelazo lubią jeść. Dzisiejsi szefowie Bełchatowa się tym nie przejmują, bo doskonale wiedzą, że następna zmiana polityczna zmiecie ich z foteli i ktoś inny będzie musiał się z tym borykać, więc mogą bredzić ile wlezie.

Pesymizm mnie ostatnio bardzo ogarnia i demokracja już nie jawi mi się jako najlepszy ustrój tego świata. Ludzie chcą mieć dobrze tu i teraz, więc jak ktoś dużo obieca to na niego głosują i później nawet chyba nie oczekują jakoś spełnienia tych wszystkich obietnic, bo przecież wiedzieli, że to ściema była, ale ładna więc zagłosowali. Może gdyby w głosowaniu brali udział tylko ludzie mądrzy? Jak ich jednak wybrać? Ale przecież nawet tytuł profesora nie jest gwarantem mądrości, więc nie wiem jak tych mądrych można byłoby znaleźć.