Archiwa tagu: Bonice

Dynią w senatora.

Dwóch Piotrów przy jednej drodze w Fiałkach mieszkało, jeden od dawna, a drugi od przed chwilą (wcześniej mieszkał tam rzeźnik). Pomiędzy ich domami było pole zbożem obsiewane i skaszane i tak by mogło być do końca świata, ale jednak wszystko się zmienia. Pole polem być przestało, a przeistoczyło się w działkę budowlaną, ogrodzoną siatką z gustownym barakiem z blachy falistej błyszczącym w słońcu jak w przysłowiu, które każdy zna. Nowy właściciel za chwilę będzie budował dom. Wszystkie domy przy tej drodze stoją w jednej linii, a nowy już nie, bo pan na tej włości miał inny pomysł. Na sugestię jednego z sąsiadów, że jak będą w jednej linii, to będzie ładniej, nowy mieszkaniec odpowiedział, że nie będzie nic zmieniać, bo już ma wszystkie zgody na to miejsce. Sąsiedzi płaczą, bo będą mieli brzydszy widok, ale sami też nie są święci, bo jeden rękoma drugiego ogrodził przed sarnami i zającami kawał nowego sadu brzydką siatką. W moich, pięknych (kiedyś) Fiałkach był przepis, że można budować na starych fundamentach, a ogrodzenia tylko z materiałów naturalnych. Teraz siatka króluje (bogatsi w świętokrzyskim stawiają betonowe mury), a nowe domy budują jak chcą i sądy nikomu nie są straszne. Coraz brzydsza ta nasza Polska.

Podobny bezokienny barak z blachy falistej widziałem wśród pól świętokrzyskich. Obok baraku stała sławojka i to wszystko ogrodzone oczywiście siatką. Brzydactwo tak okrutne, że nie potrafiłem zrobić zdjęcia, ale prawdopodobnie wszystko zgodne z przepisami.

W Chalupkach, gdzieś między Pińczowem (Żydów przed wojną było tam więcej niż Polaków, a teraz tylko pięciu), a Morawicą jest piękna ruina z roku 1931. 82 lata były potrzebne, aby dom wybudować, mieszkać w nim i go opuścić i żeby stał się taką piękna ruiną. Nie wierzę, że te nieszczęścia architektoniczne w Fiałkach, Bonicach i gdzie indziej tak ładnie sie zestarzeją. Właśnie Bonice mnie zadziwiły. Mają tam bardzo cudacznie ogrodzony chodnik. Zardzewiale balustrady kończą się równie gwaltownie jak zaczynają i to bez żadnej rozsądnej przyczyny. Ogrodzenie zachwaszczonego chodnika to interesujący ślad pobierania przez gminy unijnych dotacji. Kasa była to się wzięło, ale na utrzymanie w porządku to już środków nie ma. W sąsiednich Chałupkach chodnik ładny i bez durnego ogrodzenia za to z piękną ruiną.

To mi się wszystko splata z zieloną partyzantką Jarosława, którą rozpoczął trochę nieświadomie na Smolnej. Nasze zielone ogrody, które ukrywają śmieci zostały zbudowane na lekkiej drewnianej konstrukcji bez pytania o zgodę sąsiedniego Senatu, nadzorów budowlanych, architektów miejskich i nikt inny mi do głowy więcej nie przychodzi. Pozwolenia budowlane wymagają rysunków, obliczeń i wydawania pieniędzy. System urzędniczy tworzy sam z siebie potrzebę najprzeróżniejszych działań, przez ktore udowadnia konieczność swojego istnienia. Biurokracja rozmnaża się przez pączkowanie i powiększając swoją liczebność musi stwarzać nowe przepisy, których głównym celem jest wykazanie niezbędności jej istnienia. My, obywatele legitymizujemy rozpanoszenie się biurokracji uczestnicząc w tym szalonym kontredansie (występujemy z podaniami, piszemy prośby do kierowników, naczelników, inspektorów, jesteśmy permanentnymi petentami). W gąszczu przepisów gubi się zdrowy rozsądek.

Mam prawo do pięknego krajobrazu, do życia w scenerii estetycznej i chcę z tego prawa korzystać. Mam prawo do oczekiwania, ze prawo jest mądre i urzędnicy, którzy są jego strażnikami też są mądrzy. Widząc, ze nikt mojego prawa do piękna nie przestrzega, a raczej realizuje swoje egoistyczne cele, uważam że mogę też działać niezgodnie z prawem chodując dynie, pomidory i fasolki na murze granicznym. I jeżeli Senatowi to się nie podoba, to może trzeba go zlikwidować i parę innych służb w komplecie też.