W piątek pojawiło się na fb, że tuż obok, na Burakowskiej, wystawa i oprowadzanie kuratorskie – myślę pojadę.
Burakowska kojarzy mi się z zamierzchłymi czasami lat 90, kiedy traki z towarem do oclenia przyjeżdżały tam właśnie i w kolejce się stało, żeby pan celnik obejrzał i żeby można było handlować. Nie będę tutaj pisał, o której w tej kolejce trzeba było stanąć, bo nikt w to nie uwierzy. I staliśmy, i dokumenty były niedobrze wypełnione, świadectwo sanepidu było, albo jakieś stare, plandeka przecięta, coś ukradli, pan celnik dostał coś do spróbowania i rodzina i koledzy celnika też. Jakie czasy, taka kolejka.
Czyli jadę, śpieszę się, bo napisali, że oprowadzanie ma się zacząć o 14 i ja jak zawsze spóźniony, to może do grupy się podłączę, albo z następną będę oprowadzany. Przyjeżdżam, a tu pustość, zero zwiedzających, jacyś młodzi gadają przy stole, mówią żebym se na rowerze jak chcę wjechał i pooglądał. Jak na rowerze? przecież ja artysta też to nie honor tak na rowerze, więc rower przed halą zostawiam, ale nie zapinam, bo znowu honor nie pozwala i idę oglądam i widzę, że rzeźba z gąbki, jakby Jan Kucz profesor mi znajomy zrobił, więc gadam z dziewczyną, a ona Kucza zna fajna dziewczyna to pytam, czy chcą żeby może profesor przyjechał popatrzył a ona mówi, że pewnie, bo on znaczy profesor kiedyś rzeźbę widział i podobała mu się ale na pewno nie pamięta bo dawno było i taki wysoki dołączył i też Kucza zna i mówi, że fajnie by było więc dzwonię do Konrada do syna i on mi wysyła numer itd i już jest wieczór i ja taksówką z profesorem jestem znowu i tym razem jest kuratorskie oprowadzanie. Flaszkę wina przywiozłem dziewczęta zrobiły kanapki i imprezka profesor szczęśliwy o Daviesie opowiada i o niemądrych biskupach i dzień udany bardzo.