Manuela.

Zadzwoniła Manuela, bo każdy z nas chciałby cieszyć się dobrym zdrowiem. To mi powiedziała, a ja odpowiedziałem, że cieszę się dobrym zdrowiem i odwiesiłem domofon. Chyba powinienem żałować, bo przecież myślę często, że fajnie byłoby rozmawiać o dobrym zdrowiu i innych ważnych sprawach, a nie durnotach telewizyjnych. Z drugiej strony wiem, że Manuela chciała mnie zbajerować do przystąpienia do Świadków Jehowy, lub innego klubu podobnej proweniencji. W Pruszkowie (mieszkam tu teraz) raczej nie ma domokrążców sprzedających towary typu suplementy diety itd. Tutaj domokrążcy sprzedają marzenia, które mają spełnić się po śmierci. Pani  fotografka, która zrobiła mi zdjęcia do paszportu, też była Świadkiem J. Oczywiście spytałem, dlaczego wierzy. Odpowiedź mnie zachwyciła: myśli pan, że bez boskiej pomocy by się takie cuda na ziemi działy? Jeszcze troszkę próbowałem polemizować, chciałem zasiać w serduszku młodego dziewczęcia ziarnko zwątpienia, ale nie było szans. Była nieugięta. Te samochody po drogach jeżdżące, te piękne budowle, rakiety bez pomocy Pana Boga? Ech, tylko żal, że z takim entuzjazmem nie potrafię bronić swoich racji. Argumentu, że nie ma żadnych logicznych przesłąnek na dowód istnienia PB, nie da się powiedzieć z żarem w sercu i ogniem w oczach. I dlatego, chociaż trochę mi żal, jak Manuela znowu zadzwoni domofonem, też jej nie wpuszczę, bo ani ona, ani ja poglądów nie zmienimy, a tylko stracimy czas. Ona ma to pewnie wpisane w harmonogram życia, ale mnie się nie chce go marnotrawić.