Pies, a sprawa polska. Podtytuł: czytając Różewicza.

Czytam ostatnio Tadeusza Różewicza i zachwycam się. Nie czytałem go chyba nigdy. W teatrze byłem na Białym małżeństwie (Teatr Mały), ale to pewnie dlatego, że po scenie latała naga kobieta w latach, kiedy nagość na deskach teatralnych była zjawiskiem dość rzadkim. Jak zwykle wszystko mi się ze wszystkim kojarzy w sposób przedziwny i dzisiejsza sytuacja polityczna kojarzy mi się z Kartoteką w sposób oczywisty. Różewicz narzekał, że nikt jego uwag do wystawiania sztuki pod uwagę nie bierze. Bohater Kartoteki miał się nie dać uwikłać w akcję, miał nie wziąć w niej udziału. Różewicz miał za złe Becketowi, że w Godocie jego bohaterowie są za bardzo wygadani i dlatego bohater i inni ważni Kartoteki mieli ustąpić pola mniej ważnym. 

Pan Tadeusz nie żyje od trzech lat i nie wiem, czy byłby zadowolony z obecnych rządów, czy w ogóle zajmował się polityką, ale Polska idzie teraz w/g jego uwag do Kartoteki. Jacyś dziwaczni, zupełnie nieważni nami dowodzą, drą się wszędzie, gdzie się da. Ci mądrzy pochowali się pod kołdry, tak jak Bohater i robią swoje, bo tylko to pod kołdrą robić można. 

Mnie te uwagi Różewicza natchnęły do nadania nazwy obrazowi nieprzedstawiającemu. Postanowiłem namalować obraz, który nie będzie nic przedstawiał, tylko siebie, ot po prostu obraz i cały czas przy malowaniu pętał mi się w głowie czarny, kudłaty kundel pies. Ten pies koniecznie chciał się na obrazie znaleźć, nawet w takiej jakiejś małej formie, gdzieś w kącie. Kolorystycznie do obrazu pasował, bo tam są czarne linie, a on czarny i linie czerwone, a on jęzor i siurek ma tym samym kolorem malowane, więc pchał się bez opamiętania. I teraz, realizując uwagi Tadeusza Różewicza, jestem zadowolony, bo bohater mojego obrazu na obrazie się nie znalazł.